~Kawiarnia~

- Każdy,każdemu może zrobić krzywdę w tym świecie.. Tak to już jest - mruknął - niestety.
Zaczął nerwowo uderzać palcami o stół. Kiedy ta burza się skończy?

- Denerwuje mnie ta burza.. Mógłbym sprawić,że stąd odejdzie.. Ale zbytnio bym się zmęczył.
Potrzebował słońca do bycia w pełni sił.

- Mnie też nie.. po prostu źle się czuje nie widząc słońca.
Dawno z nikim tak długo nie rozmawiał. Cały czas wykonywał pracę od aniołów albo po prostu siedział w lesie..

- O gustach się nie rozmawia - uśmiechnął się promiennie.
Nic się nie przejaśniało.. Ile to ma trwać..

- Mnie to obojętnie. Możemy iść - uśmiechnął się.

- Aqua park? Centrum handlowe? - wstał również.
Przynajmniej tamten nie chciał od niego odejść jak najszybciej..

- Księgarnia? - uśmiechnął się wesoło i podszedł do wyjścia.

- Bez problemu- ruszył przodem. Cały był mokry,ale zbytnio mu tu nie przeszkadzało.

z/t

Minęło może pół godziny, jednak słońce już zaczynało wstawać. Jak najszybciej wszedłem do środka trochę przestraszony, jednak chyba nie było tego widać. I teraz zastanawiałem się co zrobić, przecież chyba całego dnia tu nie przesiedzimy bo to byłoby zbyt zmęczone, ale wyjść też za bardzo nie wyjdziemy bo bym przecież długo nie wytrzymał.

Wszedłem za nim, delikatnie zmęczony. Widziałem, jaki mamy problem z tym słońcem, i jakie to uporczywe.
-A może tak kupić sobie parasole, co? -Zmarszczyłem nos, myśląc nad tym intensywnie. No bo to nie głupie, jak tak sobie o tym rozmyślałem.

-Jak coś to przyjmuję darmowe prezenty.- zaśmiałem się. Usiadłem przy najdalszym stoliku i nie wiem do końca na co czekałem, może znowu na cud.

Usiadłem obok niego, a raczej precyzując - wyłożyłem się na krześle.
-Na parasol Cię nie stać? Bez jaj...- Mruknąłem. I tak nie kupię mu parasola, niech sobie tak lata, może się opali przy okazji.

-Nie, po prostu mi tam takie życie nocne pasuje, nie mam zamiaru wydawać kasy na ludzki ,,szajs'' gdy nie mam powodu.- rozejrzałem się po pomieszczeniu, ale nie wiedziałem co o nim myśleć, chociaż znośnie było tu siedzieć.

-To nie chodzi o to czy szajs czy nie, po prostu to jest czasem przydatne, a jeżeli masz siedzieć cały czas w jednym miejscu, bo nie możesz nic zrobić bo słońce, to nie jest za fajnie, nie uważasz?- Spojrzałem na niego. On ma po prostu logiczne myślenie na poziomie parapetu chyba.

-Oj nie denerwuj się, jak będziemy w sklepie to zobaczę.- znowu go pogłaskałem, trochę wkurzony, i zaśmiałem się pod nosem. Przestawałem wiedzieć za kogo go w końcu mam.

-Pff...- Uderzyłem czołem o blat stołu. A teraz boli mnie czoło. Wyprostowałem się i potarłem bolące miejsce dłonią. Większego debila niż ja to chyba nie spotkam nawet w zaświatach...

Spojrzałem na niego zdziwiony, jednak zamiast czepiać się, gadać jakieś dziwne rzeczy czy coś wolałem znowu go objąć, tylko teraz już nie tak jakbym bał się że mu coś zrobię.